Kobieta zatrudniona w kijowskim szpitalu, gdzie w ubiegłym tygodniu odbyły się badania byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko, oznajmiła, że liderka opozycji była na badania "wleczona" przez konwojentów i wyglądała tak, iż "strasznie było na to patrzeć" - czytamy na portalu Onet.pl.
Pracownica szpitala, najprawdopodobniej pielęgniarka, opowiedziała o wizycie byłej premier reporterom stacji Radio Swoboda. W środę "około godz. 6 (do szpitala) przyjechał samochód do przewożenia więźniów. Gdy otworzyły się drzwi, zobaczyliśmy, że wyprowadzano Julię Tymoszenko. Była tak wymęczona, że nawet nie mogła iść. Strasznie było na to patrzeć" - oznajmiła kobieta, której słowa przytacza PAP.
Przeczytaj także: Julia Tymoszenko w ciężkim stanie » Poinformowała ona również, iż Julia Tymoszenko była wleczona przez dwóch konwojentów. - Przywożono do nas i bezdomnych, i narkomanów, i dawano im wózki, a tu człowieka po prostu wleczono – przyznała pracownica szpitala. Lekarze, którzy badali liderkę opozycji, stwierdzili u niej przepuklinę międzykręgową.
