"Dziennik Gazeta Prawna" poinformował, iż wyższe wykształcenie staje się coraz powszechniejsze: ma je już ponad 26% aktywnych zawodowo Polaków. Przy okazji warto podkreślić, że osiem lat temu dyplomem wyższej uczelni mogło się pochwalić tylko 16% rodaków.
Cieszyć może poprawa wykształcenia, jednak niepokój wzbudza na pewno jego nierynkowa struktura, z powodu której wielu dyplomowanych zasila szeregi bezrobotnych. Najnowsze dane resortu pracy pokazują, że w końcu września było ich blisko 213 tysięcy, czyli o ponad 22 tysiące więcej niż rok temu.
Wśród absolwentów pozostających bez pracy sporo jest ekonomistów, pedagogów, specjalistów od marketingu i handlu, politologów oraz socjologów. Na złą strukturę kształcenia wskazują przedstawiciele urzędów pracy, którzy przyznają, iż nie mają ofert dla wyżej wymienionych, gdyż rynek jest nimi nasycony. Przeciwnie prezentuje się natomiast sytuacja inżynierów. Na tych ostatnich jest duże zapotrzebowanie, jednak kształci się ich stosunkowo mało. Studia inżynierskie uchodzą za bardzo trudne i brakuje na nie chętnych.
Z badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL), które prowadzi Główny Urząd Statystyczny, wynika wyraźny wzrost bezrobocia wśród osób z dyplomem wyższej uczelni. Według nich liczba takich osób była nawet większa, niż wynika to z rejestrów urzędów pracy. Wyniosła w II kwartale tego roku 247 tys. i w ciągu roku zwiększyła się o 28 tys. Różnica ta wynika z faktu, iż nie wszyscy bezrobotni rejestrują się w urzędach pracy. Powodowane to jest m.in. ambicją lub posiadaniem ubezpieczenia zdrowotnego dzięki pracy rodziców.
Perspektywy nie prezentują się zbyt optymistycznie. - Bezrobotnych z wyższym wykształceniem będzie przybywać, ponieważ na rynek pracy wchodzić będą kolejne roczniki z wyżu demograficznego z lat osiemdziesiątych, które masowo podejmowały studia – twierdzi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP, której słowa przytacza "Dziennika Gazeta Prawna".
