Masatoshi Kumagai, jeden z szefów Inagawa-kai (syndykatu wchodzącego w skład japońskiej Jakuzy), przyznał w rozmowie z francuskim magazynem "L’Expansion", że jego organizacja musi zmodernizować swój model biznesowy - poinformował portal Pb.pl.
Jakuza to potężna siła ekonomiczna w Japonii. Jest podzielona pomiędzy trzy rodziny, które tworzą 22 syndykaty. W ich szeregach znajduje się prawie 100 tysięcy osób. Zakrojona na ogromną skalę współpraca tej organizacji z japońskim rządem przyniosła znaczne bogactwa członkom syndykatów. Sytuacja uległa zmianie po zamordowaniu przez nich w 2007 roku Iccho Ito, burmistrza Nagasaki. Władze Kraju Kwitnącej Wiśni uznały tę zbrodnie za gwałt na demokracji i wypowiedziały wojnę Jakuzie.
- Media pokazują Jakuzę jako potężną organizację obracającą milionami. Prawda jest zgoła odmienna. Jesteśmy na skraju wyczerpania, musi dokonać się gruntowna rewolucja w naszych działaniach, inaczej przestaniemy istnieć – tłumaczy sytuację organizacji Kumagai.
Najgorzej prezentuje się sprawa sektora finansowego, który w czasach prosperity, dzięki poufnym informacjom, przysparzał Jakuzie oszałamiających zysków. Organizacja otrzymywała cenne dane, zanim te ujrzały światło dzienne. Jednak ten okres już się skończył.
- Nadszedł czas, żebyśmy rozejrzeli się za czymś nowym. Działamy lokalnie, ale pragniemy rozpocząć operację zagranicą, może to być trudne, bo jak dotąd nie współpracowaliśmy z mafiami zagranicznymi. Skupimy się na Azji – przyznaje Masatoshi Kumagai. - Co najważniejsze, musimy poprawić masz image, Japończycy już się nas nie boją, mogą pozbyć się nas całkowicie – twierdzi członek Jakuzy.
